Od Skay - C.D Rixa

Miałam go naprawdę dość. Byłam tak wściekła, że... Hm... To był dobry pomysł... 

Uśmiechnęłam się złowieszczo.

- No co, kochanieńka?

Podeszłam do niego, nadal nabuzowana elektrycznością. Złapałem go brutalnie za kark, nie tylko raniąc go, ale i kopiąc prądem. Krzyknął i zaczął się trząść. Rzuciłam go na najbliższy ostry głaz. Jednak to nie koniec. Za pomocą żywiołu cienia, zrobiłam mu małą niespodziankę. Jaką? Cóż... Będzie miał kłopoty z zarywaniem do wader, jeśli będzie ślepy.

- Ze mną się nie zadziera - syknęłam i zaczęłam gasić las. Na szczęście zwierzyna uciekła do drugiego, a drzewa nie były bardzo uszkodzone. Miałam nadzieję, że jedynie mocno uszkodzoną rzeczą był Rixatus.

Poszłam do jaskini Saphiry, zostawiając Rixatusa wykrwawiającego się na śmierć. Miałam nadzieję, że długo nie pożyje, chyba że znaleźliby go medycy... Trudno...

- Saphi, potrzebuję cię - powiedziałam, gdy ją zobaczyłam

- Po co? 

- Ehh... Musisz zaprowadzić zwierzynę do Lasu Artemidy, bo teraz są w drugim

- Dlaczego?

- Był pożar w lesie, przez nie powiem kogo, i uciekły tam

- Oki... Biedactwa... Zaprowadzisz mnie? 

- Jasne - i już biegłyśmy w stronę lasu. Saphira po drodze zmieniła żywioł na natury.

<Saphi?>