Po śmierci Ari, czułem pustkę. Całkowitą pustkę. Siedziałem w naszej... Mojej... Jaskini, nie słuchając reszty, żebym walczył. Cały czas tylko słyszałem: "Blood, walcz! Jesteś Alfą!". Teraz to mógłbym być i wilczym odchodem, bo tak się czułem - niepotrzebny, obrzydliwy i śmierdzący. Bez Ari moje życie nie miało sensu. Miałem żyć sam? Przecież Glimmer i Ripple są już dorosłe, więc nie obchodzę ich ja.
W czasie bitwy, poszedłem na klif. Wiedziałem, że teraz odbywał się pogrzeb Ari, ale tylko dla najbliższych - przyjaciół i rodziny. Reszta musiała walczyć. Jednak ja nie miałem odwagi tam pójść. Nie chciałem, aby wszystkie znane mi wilki widziały moją rozpacz.
Patrzyłem na przepaść ze łzami w oczach.
"Po co ja mam jeszcze żyć?" - pomyślałem i zacząłem iść w stronę przepaści.
- Blood, nie rób tego! - usłyszałem znajomy głos. Był mi taki znajomy...
Odwróciłem się gwałtownie i... Ujrzałem ją! Tak, to była Ari! Była tylko trochę inna - przezroczysta i blada...
- Ari! - nie mogłem w to uwierzyć
<Ari?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz