Honor, odwaga, dobroć, nadzieja - najważniejsze cechy wilka. Posiadasz je? W takim bądź razie dołącz!

środa, 12 czerwca 2013

Od Rika

Nie miałem rodziców, musiałem sam sobie radzić. Wiadomo: wataha też sama się nie znajdzie... Po tym jak na mnie napadli. Napadli na wszystkich… Z resztą mogłem skończyć tak jak Sun… Ale zacznijmy od początku...
Był zwykły, nudny dzień. Rano pobudka, później polowanie i śniadanie, po śniadanku poszedłem się trochę zdrzemnąć, po drzemce poszedłem na spacer, po spacerze tralalala. W nocy padłem ze zmęczenia i zasnąłem. Nie sądziłem, że byłem aż tak zmęczony, że byłem zdolny spać cały dzień! Spałbym jeszcze dłużej gdyby nie Lucy, która nad ranem wbiegła do mojej jaskini z przerażeniem na pysku, i raną w boku.
- Co ci się stało?! Niedźwiedź cię zaatakował?! – zawołałem przerażony
- Ri-ko!!! Za-a-bi-bi-li!!! Po prostu za-za-zabili – nie mogła złapać tchu. Z oczu lały jej się strumieniami łzy… Padła na ziemię i ciężko oddychała. Dopiero teraz zauważyłam, że krwawiła. Z jej boku lała się krew równie rzewnie jak łzy z oczu
- Kogo zabili, kogo? – natychmiast zerwałem się na równe nogi. Sam byłem przerażony. O kogo jej chodziło?
- SUN! Są-się-ednia wa-ataha-a o-oni zwa-a-ariowali, V-a-asuki ich przeku-upił, o-opęta-ali a pó-ó-óźnie-ej za-abili, za-abiją WSZYSTKICH, nie-e-e wie-em o co-o cho-odzi!!! – ZABILI SUN?!?! SUN!!! Była moją prawdziwą przyjaciółką. Jak rodzina… Jedyną osobą na tym brudnym świecie, którą miałem… Wataha Czarnego Krzyku?! Wiedziałam, że są szurnięci i nigdy nie wyniknie z ich tej czarnej magii nic dobrego!! W moich oczach rozbłysła nienawiść tak wielka, że miałem ochotę podusić każdego z tej cholernej watahy, pociąć na kawałki, spalić a popiół wrzucić do jeziora!!! Zabili… Ona nie żyje… Nie miałem pojęcia co zrobić. Nie było ani chwili do stracenia.
- ZABILI SUN?! – wrzasnąłem na całe gardło. Nie mogłem się powstrzymać, to grzmiało jak dzwon w mojej głowie, szumiało i nie pozwalało zebrać myśli. Ale dzwonienie nagle ustało. Zmieniło się w lodowatą strzałę, która skierowała się ku sercu i rozprysła po całym ciele. STRASZLIWE uczucie! Lucy słabo pokiwała łbem
- Wstawaj! Wstawaj mówię!!! Ratuj swój tyłek! – pomogłem jej wstać i na chwiejnych nogach wyprowadziłem na zewnątrz – Biegnij do lasu!! Nad jezioro!! Ukryj się w Mrocznej Dziurze. Przyjdę po ciebie! Znajdź niebieską paproć, obłóż nią ranę. Jest wszędzie!! UCIEKAJ!!! – wydałem szybką komendę, a ona ledwo trzymając się na nogach, resztkami sił pokuśtykała do lasu. Pobiegłem na główną polanę, gdzie sąsiednia wataha siała spustoszenie. Nie mogłem na to patrzeć. Nagle zauważyłem małe, kulące się szczeniaki przed którymi stał jeden z wilków i szczerzył kły. Już się miał na nie rzucić, gdy skoczyłem na niego i skręciłem mu łeb. Wrzasnęłam do nich żeby uciekały do Mrocznej Dziury – u nas każdy wiedział gdzie to jest, dla innych jednak ta nazwa pozostała niewiadoma. Paru wojowników z naszej watahy walczyło zaciekle lecz widać było, że tamci mają przeważające siły. U jednego z wrogów zauważyłem łuk. Krótkim skokiem byłem przy nim. Udusiłem go i odebrałem łuk. Rzuciłem go w stronę Fiony, która szamotała się beznadziejnie nie wiedząc co począć. Gdy dostała łuk opamiętała się i wystrzeliwała swoje ogniste strzały w stronę nieprzyjaznych wilków. Zabiłem jeszcze paru, lecz wiedziałem, że powoli brakuje mi sił. Na polanie rozpętało się prawdziwe piekło. Wszędzie ogień i krzyk. Patrzyłem oniemiały na to wszystko. Wtem z płomieni usłyszałem cichy głos:
- Pomocy… – prawie nie było go słychać. Taki bezwładny, bez nadziei. Był straszny. Po raz kolejny w ciągu paru minut przeszedł mnie dreszcz. Rzuciłem się w płomienie. Gdy tam wskoczyłem, myślałem, że zemdleję. Na strzępkach trawy leżał nie kto inny jak Sun! Przecież, ale… Ona podobno nie żyła! Bez namysłu wziąłem ją na barki i wytargałem z ognia prawie gdy zaczęła się palić. Co za straszny widok… Ile sił (a miałem ich bardzo niewiele) pobiegłem do Mrocznej Dziury. Dotarłem tam. Prawie martwy. Nie miałem siły, żeby się wepchnąć do Dziury. Podczołgałem się do krzaków i z Sunny w ramionach zemdlałem. Gdy się ocknąłem, a było to parę minut później, ona już nie żyła. Uroniłem jedną łzę. Więcej nie mogłem. Nie potrafiłem. Zostawiłem ją, i wszedłem do Dziury. Co tam zobaczyłem, lepiej nie będę mówił. Ujmę to tak: mnóstwo krwi, ani żywej duszy. Zrobiło mi się niedobrze i wybiegłem stamtąd. Biegłem, biegłem, i biegłem. Nie mogłem przestać. Dotarłem na Samotną Skałę i zawyłem. Długo, głośno i przeraźliwie. Gdy skończyłem, nie mogłem złapać tchu. Położyłem się – a dalej – nie mam pojęcia co było. Kiedy się ocknąłem, leżałem przy jakiejś wielkiej wodzie. Słyszałem głosy:
- On żyje?
- Oddycha więc chyba tak.
- Szkoda by było wilka
- Żyję – wyszeptałem. Stały nade mną dwie wilczyce: jedna drobna, fioletowa (Melody), druga czarno-niebieska z wielką kitą (Natalie).
- Chcesz należeć do Watahy Zaklętej Róży? – zapytała niebieska
- Może być nawet kaktusa, wszystko mi jedno… Po tych słowach opadłem na ziemię i zwyczajnie zasnąłem…

<C.D. Melody? ;3>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz