Już miałem rzucić się na James'a, gdy on... Udusił Skayres... Nie dość, że już po śmierci nie dał jej spokoju, złamał jej kręgosłup.
Serce mi stanęło. Czułem ból, smutek i żal, ale też wściekłość, chęć zabicia. Ale nie byle kogo zabicia... Tylko dwóch basiorów - James'a i... Siebie...
Ze łzami w oczach, rzuciłem się na tego suk*nsyna. Za pierwszym razem zabiłem go, łamiąc mu kręgosłup jednym ruchem.
Kiedy basior ostatni raz wziął oddech i padł, zawyłem w stronę księżyca boleśnie.
Po chwili przybiegł Blood. Gdy zobaczył w jakim stanie jestem, podbiegł do mnie.
- Daj sobie spokój... Nie przejmuj się mną... - opierałem się, jednak on wygrał
- Gdzie mama? - zapytał
Nie odpowiedziałem. Spuściłem głowę.
On odwrócił się, wiedząc o co mi chodzi. Gdy zobaczył zwłoki Skay, zrozumiał.
Cały czas nic nie mówiąc, pomógł mi wstać i pójść do jaskini. Jednak ja musiałem najpierw wziąć ciało ukochanej.
Gdy szliśmy przez las, nawet sowy przestały pohukiwać, a inne nocne stworzenia spuściły łby, kiedy przechodziliśmy obok nich.
Blood nadal milczał, nawet wtedy jak doszliśmy do jaskini. Położyłem delikatnie ciało Skayres w jej ulubionym miejscu. Do jaskini wbiegł Maxi, a za nim Dakota i Moon.
Podeszli do mnie i brata, również milcząc. Dakota przytuliła się do mnie, płacząc. Moon jednak jak zawsze była nieugięta i nie uroniła ani jednej łzy...
Kiedy opłakaliśmy Skayres, razem wyszliśmy z jaskini. Usiedliśmy na kamieniu i wspólnie zaczęliśmy wyć do księżyca. Odpowiedzieli nam inni, wiedząc co się stało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz