-Nie... Nie jesteśmy... -Spojrzałem na jeszcze w dali uciekającego basiora spod byka, a słowa wypowiedziałem z odrazą.
-Akimi... -Powiedziała z czułością.
-Po prostu... Echhh... Już nic... -Odwróciłem łeb.
-Ale... Powiedz mi proszę...
-Ja muszę komuś odpłacić za to... Za to... -Nie mogłem nic wydusić.-Za to co ten debil zrobił z tobą!
Wykrzyknąłem ze złością i wyszedłem z jaskini. Skay stała w przejściu i patrzała na mnie jak wchodzę w las. Po chwili podleciała do mnie.
-Ja...Ja... Ja nie miałam na to wpływu... -Próbowała mnie objąć ale ja tego nie chciałem.
-Nie ty nie miałaś... To moja wina... -Spuściłem łeb i zatrzymałem się.
-To nie twoja wina....
-Moja! Moja rozumiesz?! To przeze mnie teraz nie.. Nie jesteś materialna ani... Ani żywa! Wszystko przeze mnie! Gdybym coś mógł wtedy zrobić... Ale nie! Ja wtedy jak głupi patrzyłem jak on cię zabijał!! -Wykrzyknąłem i ze złości zapaliłem się ogniem.
Gotowało się we mnie a ogień buzował. Stałem gotowy do skoku na każde żywe zwierzę które wyjdzie zza drzewa. Moje pazury lśniły w blasku ognia. Skayres stała obok mnie przerażona. Po chwili gdy złość po woli opadała znów przypomniałem sobie chwilę w której Skay brała ostatni oddech powietrza i ... i... i umarła...
Gdy złość całkowicie opadła ja zemdlałem. Ostatnie co widziałem to Skay która opadła koło mnie na kolana.
<Skayres?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz