Chodziłem po lesie, próbując coś znaleźć. Jednak co zauważyłem ładną sztukę, uciekała mi.
Wydawało mi się, że to przez kogoś.
Wściekły, poszedłem do swojej jaskini. Jednak gdy byłem już kilka metrów od niej, wpadła na mnie jakaś wadera.
- Uważaj - warknąłem, ale gdy na nią spojrzałem, serce mi zabiło.
- Przepraszam... - powiedziała cicho i już chciała odjeść, lecz złapałem ją
- Skayres? - spojrzałem jej w oczy
- Kim ty... - zaczęła, ale ja już ją całowałem.
Wyrwała mi się i warknęła:
- James?!
Uśmiechnąłem się flirciarsko.
- Ty... - walnęła mnie w twarz - Su*insynu!
Westchnąłem cicho, lecz po chwili znów ją całowałem.
Jednak w pewnej chwili ktoś złapał mnie za kark i rzucił na kamień, krzycząc:
- Kim jesteś, sku*wielu?!
Spojrzałem na niego. Z daleka było widać, że to synalek Skayres.
- Jestem James
- Ten James?! - spojrzał na mamuśkę
- Ta... Tak... - powiedziała ze łzami w oczach
<Skayres?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz